„Moją tajną broń odkryłam wiele lat temu”

DrugiePodejscie.pl | Portal dający nadzieję

„Moją tajną broń odkryłam wiele lat temu”

2 sierpnia 2021 Powołanie zawodowe 1


Pewnego pięknego majowego przedpołudnia odebrałam telefon.
 
– Cześć, zgłosiła się do nas dziewczyna w ciąży. Możesz tam pojechać i pogadać z nią, czego potrzebuje?
 
Oczywiście, że tak. Zapytałam o adres. Podała ulicę.
 
Przecież to schronisko dla bezdomnych.
 
Bezdomna ciężarna.
 
Wskoczyłam do auta. Pojechałam.
 
Zajeżdżam na parking. Widzę ją. Popatrzyłyśmy sobie w oczy z dalszej odległości. Uciekła.
 
Podeszłam i nagle wśród bezdomnych usłyszałam:
 
– Pani przyjechała do Marty?
 
Potwierdziłam.
 
Zaprowadzili mnie do pokoju, w którym siedziała Marta.
 
Młoda dziewczyna.
 
20 lat.
 
Ładna.
 
Wystraszona.
 
Pocięte przedramiona na całej długości.
 
6 miesiąc ciąży.
 
 
 
Połknęłam łzy i zaczęłam rozmowę.
 
Ona nie miała nic.
 
Nie miała nikogo.
 
Do schroniska trafiła w środku zimy.
 
Skończyła tylko gimnazjum.
 
Termin porodu początkiem sierpnia.
 
 
 
Obiecałam Marcie, że przywiozę jej wyprawkę dla dziecka.
 
Zadzwoniłam do fundacji. Powiedziałam czego Marta potrzebuje dla dzidziusia.
 
W schronisku powiedzieli mi, że trzeba Marcie znaleźć mieszkanie, bo oni nie mogą jej i dziecku zapewnić odpowiednich warunków.
 
Marta powiedziała, że opieka społeczna szuka dla niej lokum.
 
Temat mieszkania zostawiłam.
 
 
 
Czas mijał.
 
Wyprawki nadal nie ma.
 
Marta denerwuje się, że nie zdążymy dostarczyć przed porodem.
 
Codziennie zapewniałam ją, żeby się nie martwiła.
 
 
 
Czas leci niemiłosiernie.
 
Został miesiąc do porodu.
 
Nie ma ani mieszkania, ani wyprawki.
 
Marta płacze mi do słuchawki.
 
Dzwonię do fundacji i ponaglam sprawę z wyprawką.
 
Usłyszałam wyrok:
 
– Nie wyślę wyprawki, dopóki ona nie będzie miała swojego adresu.
 
W tym momencie odezwały się we mnie najniższe instynkty.
 
Nie rozumiałam, dlaczego tak długo mnie zbywali. A ja zbywałam Martę.
 
Ktoś związywał mi ręce, a ja się miotałam.
 
Nie rozumiałam.
 
Byłam wściekła.
 
Frustracja narastała z dnia na dzień.
 
 
 
Dwa tygodnie przed porodem odebrałam telefon, numer nieznany:
 
– Halo?
 
– Dzień dobry, jestem opiekunką społeczną w schronisku dla bezdomnych, dzwonię w sprawie Marty. Ona zaraz mi urodzi, bo martwi się o wyprawkę. Ja załatwiłam jej mieszkanie.
 
Jeszcze coś mówiła, taki potok słów, że niewiele pamiętam.
 
Przerwałam jej:
 
– Będę jutro w schronisku po godzinie 20. Niech Pani też będzie. Mam pomysł.
 
W takich momentach wytaczam swoją broń.
 
Wyciągnęłam telefon, wybrałam numer:
 
– Cześć, mam dziewczynę, poród za dwa tygodnie, bezdomna, wszyscy zawiedli, pocięta, stan psychiczny (znów połknęłam łzy)…. Nie mam słów. Musimy zrobić jej drugie podejście do lądowania. Bierzesz?
 
– Biorę.
 
 
 
Następnego dnia wieczorem podjechałam z papierami pod schronisko.
 
– Marta, podpisz mi to tu i tu.
 
– To jakaś inna fundacja….
 
Podpisała.
 
Pani opiekunce podałam pustą kartkę, dałam długopis i dyktowałam.
 
Pisała.
 
– Niech mi to Pani podbije pieczątką schroniska tu i tu.
 
Wyciągnęła z torebki pieczątkę, podbiła.
 
Zabrałam papiery i na pożegnanie powiedziałam:
 
– Po weekendzie będę z ekipą z Krakowa z całą wyprawką.
 
Wróciłam do domu, wyciągnęłam podpisane dokumenty, zeskanowałam i mailem wysłałam.
 
Jeszcze tylko jeden telefon:
 
– Masz papiery na mailu. Działaj.
 
Wyczerpana położyłam się spać.
 
 
 
W weekend dostałam maila, że ta pierwsza fundacja planuje zrobić wyprawkę dla Marty.
 
Co? Na 1,5 tygodnia przed porodem? Odpisałam:
 
„Wasza pomoc już nie jest potrzebna. Ogarnęłam”.
 
Po tym mailu mój telefon zagotował się od połączeń.
 
Wylało się na mnie wiadro pomyj, jedno za drugim.
 
– To ja jestem koordynatorką!!! Ty nie masz prawa podejmować takich decyzji!!!! Kto dał ci władzę brać sprawy w swoje ręce!!!! Masz to natychmiast odwołać!!!! – wrzeszczała.
 
 
 
Moją tajną broń odkryłam wiele lat temu, kiedy żyłam z socjopatą, alkoholikiem.
 
Kiedy inni zawodzą, nikt nie daje ci szansy na drugie podejście to… milcz i rób swoje.
 
 
 
Kiedy byłam pewna, że wyprawka dla Marty została dograna na bum cyk cyk, miałam spokojne serce i satysfakcję, że już nie mam związanych rąk.
 
Często milczenie jest odpowiedzią na cierpienie, a działanie – odpowiedzią na dobro.
 
Wyprawka dotarła na czas. Marta miała wszystko, co do porodu potrzebne.
 
Parę dni temu przyszedł na świat nasz rodak, mały Polak.
 
A Ciebie zachęcam: jeśli tylko chcesz czynić dobro i pomóc innym wylądować bezpiecznie, pomóż im w drugim podejściu.
 
Działaj!
 
 
 

Autor: Magdalena Szczecina

www.terapiaprzezpisanie.weebly.com
 
 
 

 

Jedna odpowiedź

  1. Roma pisze:

    Wspaniała historia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *