To miał być tylko kurs pisania [historia upadku]
To miało być proste zadanie
To było moje pierwsze podejście do tworzenia kursu online.
Zadanie proste o tyle, że nie byłem jedynym człowiekiem na świecie, który wpadł na taki pomysł.
Ktoś już dawno przetarł ten szlak.
Byłem jednak z pewnością pierwszym, który zaadresował kurs copywritingu wyłącznie do katolików.
Nie do kobiet, mężczyzn, studentów, emerytów czy przedsiębiorców.
Linia podziału została więc przeprowadzona w zupełnie nietypowy sposób.
Z drugiej jednak strony, zadanie to było masakrycznie trudne.
Pewnie dlatego, że znowu do zawieszenia sobie poprzeczki użyłem helikoptera.
To miał być tylko kurs
Kurs, po wielu koszmarnych perturbacjach, wreszcie ruszył.
Nie udałoby się to, gdyby nie… modlitewne wsparcie osób, które na niego cierpliwie, bardzo cierpliwie czekały.
Wszystko szło zaskakująco dobrze.
W pewnym momencie uruchomiłem jednak facebookową grupę dla kursantów.
Pierwotnie nie chciałem tego robić.
Wiedziałem z autopsji, jak wielkim obciążeniem może być prowadzenie grupy.
Nie tylko obciążeniem czasowym, ale i psychicznym.
Grupa jednak powstała.
I stała się początkiem końca mojego kursu.
Więcej niż kurs
Grupa okazała się strzałem w dziesiątkę.
Nie byłoby w niej niczego nadzwyczajnego, gdyby nie pewien detal.
Takich grup copywriterskich jest na Facebooku całkiem sporo i wszystkie są mniej więcej do siebie podobne.
Tę odróżnia od innych jeden cykliczny post.
Nosi on nazwę, która mówi sama za siebie: modlipiątek.
To post, w którym członkowie grupy modlą się za siebie nawzajem.
O potężnej sile tej modlitwy przekonała się osoba z mojej rodziny, której ciąża była zagrożona.
O sile modlitwy uczniów, za których zresztą sam regularnie się modlę, przekonuję się każdego dnia.
I każdej nocy, zwłaszcza tej…
Więcej niż na maksa
Pewnej lipcowej nocy obudził mnie trzask pioruna.
Wkurzyło mnie to na maksa, bo każdy taki przerwany sen oznacza, że rano nie będę w stanie wcześnie wstać.
Zwyczajnie zaśpię do roboty.
Przewracając się z boku na bok, zacząłem myśleć o moich uczniach.
Co zrobić, żeby wypłynęli na szerokie wody?
Jak sprawić, żeby dotarli ze swoimi usługami i ze swoją twórczością do jak największej grupy ludzi?
Przypomniała mi się wtedy postać pewnego człowieka działającego przed wojną.
Nie mając grosza przy duszy, stworzył firmę (?) wydającą gazety w milionowych nakładach.
Nie wiadomo, jak daleko by zaszedł, gdyby nie Niemcy…
Mowa o św. Maksymilianie Kolbe.
Tak powstał pomysł na portal, którego pierwotna nazwa mocno nawiązywała do imienia tego polskiego świętego.
Niestety, „Żyj na maksa” okazało się być już zajęte.
Trzeba było zrobić drugie podejście do tego pomysłu.
Więcej niż podpowiada wyobraźnia
Dziś, kiedy portal już ruszył, pracuję nad dalszym rozwojem tego, czego właściwie nie potrafię jeszcze nazwać.
Na pierwszy ogień idzie agencja storytellingowa zmieniająca świat dobrymi historiami.
W planach jest wydawnictwo.
Cokolwiek się wydarzy, dziś wiem jedno.
Będziemy razem prosić Wiadomo Kogo o pomoc.
A z takim wsparciem – przenoszenie gór będzie czystą formalnością!
Więcej niż…?
To miał być tylko kurs.
I nadal rdzeniem wszystkiego jest właśnie on.
Widać jednak, że ta idea „tylkokursu” szybko upadła.
Co będzie dalej?
Sytuacja ewidentnie wymknęła się spod kontroli.
W najlepszy możliwy sposób!
Dzięki Bogu!
Autor: Maciej Wojtas
Copywriter, autor kursu copywritingu dla katolików.
https://maciejwojtas.pl/
3 komentarze
Jest pięknie! I masz rację, przenoszenie gór to czysta formalność 🙂
„Przenoszenie gór to czysta formalność”
Z takim hasłem możemy śmiało otwierać firmę budowlaną :)))
Jeżeli nie można góry przenieść na plecach, pchnij ją palcem!