„Ślepa, ślepa, ślepa! Na zawsze, na zawsze…”

DrugiePodejscie.pl | Portal dający nadzieję

„Ślepa, ślepa, ślepa! Na zawsze, na zawsze…”

12 września 2021 Niepełnosprawność Wiara 0


 


 
Doktor z wyraźnym zatroskaniem oglądał wnętrze oka młodej pacjentki. Operacja, która miała być dla niej ratunkiem, nie przyniosła spodziewanego rezultatu.

To, co widział przez swój oftalmoskop, nie pozostawiało wątpliwości: nieodwracalnie i całkowicie odklejona siatkówka.
 


 
– Pani Różo, nie będę pani oszukiwał. Mieliśmy wszyscy nadzieję, że zmiany w oczach i pogorszenie wzroku będzie postępować wolniej.

Ale upadki z konia, szczególnie ten ostatni, bardzo przyspieszyły ten proces.

Operacja, w której pokładaliśmy nadzieję, nie udała się.

– Doktorze Gepner, co to dla mnie oznacza?

Mężczyzna zastanawiał się przez chwilę nad doborem słów.

Tak bardzo nie lubił przekazywać złych wieści.

Potarł czoło, rozpaczliwie próbując wymyślić, co powiedzieć tej młodej, pełnej życia i pasji kobiecie.

Ale jej pytanie było konkretne, więc i jego odpowiedź powinna być taka sama.

„Boże, dopomóż”, westchnął w myślach, i rzekł:

– Oznacza to, że nie da się uratować, ani przywrócić Pani wzroku.
 
 
 
Bolesna cisza wypełniła pokój, w którym siedzieli.

Doktor słyszał bicie własnego serca.

– Pani Różo, do końca życia pozostanie Pani osobą niewidomą. – kontynuował.

– Rozumiem… – oparła młoda kobieta ściskając poręcze fotela, w którym siedziała.

Wiadomość docierała do niej powoli, niczym z ogromnej oddali.

Szczerze mówiąc, nie mogła jeszcze uwierzyć, że ten wyrok przeznaczony jest dla niej.
 
 
 
„Będziesz już zawsze ślepa” brzmiało w jej głowie niczym ogromny przypływ, albo i lepiej: tsunami zmiatające ją z powierzchni życia.

„To nieprawda, on musi się mylić!” brzmiało niedowierzanie niczym odpływ.

„Już nigdy nie zobaczysz matki, ani ojca; nigdy nie ujrzysz wschodu słońca w Koniuchach, ani mijanego krajobrazu…” – przypływ.

„Boże spraw, niech będzie jeszcze jakaś nadzieja” – odpływ.
 
 
 
– Pani Różo, zamyśliła się Pani… – dotarł do niej nagle głos Gepnera – pani utrata wzroku jest definitywna i nieodwracalna – rzekł doktor jakby w odpowiedzi na jej myśli.

Dam Pani kilka dni, proszę się oswoić z ta informacją.

Potem, jeśli pani zechce, pomogę pani w tym pierwszym okresie i powiem, czego pani potrzebuje – jego głos był spokojny i naznaczony nutą troski.

Jeśli mogę w jakiś sposób pocieszyć panią teraz, to jest pani w bardzo dobrej sytuacji, o ile wolno mi tak rzec.

Jest pani otoczona opieką i ma pani środki do dalszego życia.

Ale w samym zaborze rosyjskim jest około 18 tysięcy niewidomych. Najczęściej żyją w skrajnej nędzy, nie mając szans na jakąkolwiek pracę.

Żyją w rozpaczy, zrzuceni na zupełny margines społeczeństwa. Utrzymują się głównie z jałmużny. Żyją w ciemności, dosłownie i w przenośni.

Proszę się nad tym zastanowić, gdy już się pani otrząśnie: ma pani środki i możliwości, żeby spróbować zmienić ich los…

– Dziękuję doktorze – przerwała mu Róża – myślę, że na dzisiaj wiem już dosyć. A teraz proszę mi pomóc stąd wyjść i proszę przekazać wszystkie informacje mojej rodzinie. Chciałabym wrócić do siebie i to wszystko przemyśleć. Proszę mi wybaczyć.

– Oczywiście. – odrzekł doktor i pomógł jej znaleźć drogę wyjścia z gabinetu.
 
 
 
Róża szła, prowadzona do swojego pokoju, a w jej głowie brzmiało już tylko:

„Ślepa, ślepa, ślepa! Na zawsze, na zawsze…”

Przypływ, przypływ, przypływ…

… a ona w nim tonęła.
 
 
 
Po trzech dniach Róża Czacka wyszła ze swojego pokoju.

Tylko ona sama i Bóg wiedzą, jakie padły między nimi słowa w ciągu tego czasu.

Jedno jest pewne:

Po symbolicznych trzech dniach Bóg wskrzesił ją z ducha rozpaczy i niemocy, i dał jej cel: pomoc wspomnianym przez doktora niewidomym.

Było to w 1898 roku.

Aby to móc uczynić, najpierw sama stała się samodzielna.

Potem przez niemal dziesięć lat uczyła się sposobów pracy z niewidomymi i wielokrotnie podróżowała w tym celu m.in. do Francji.

Stopniowo powstawało dzieło, którego nie zniszczyły ani dwie wojny światowe, ani okres komunizmu.
 
 
 
Róża Czacka znalazła swoje powołanie w niesieniu pomocy niewidomym.

Ponieważ wiedziała z własnego doświadczenia, że trudno jest znaleźć sens kalectwa i cierpienia bez Boga, chciała połączyć aspekt praktyczny pomocy z głęboką i żarliwą wiarą.

Bóg powoli stawał się fundamentem jej powołania i wszelkich działań.

Ostatecznie, w 1917 roku Róża przyjęła habit franciszkański i złożyła śluby wieczyste, wybierając imię Elżbieta.

Powołała do życia zgromadzenie sióstr franciszkanek służebnic Krzyża.

Ich głównym zadaniem jest wynagradzanie Bogu za duchową ślepotę ludzi, a wyrazem tego jest opieka nad niewidomymi.
 
 
 
W podwarszawskich Laskach matka Elżbieta Czacka stworzyła cały system nauki i opieki nad niewidomymi tak, by stawali się oni użyteczni w społeczeństwie.

Przepiękne było to, że Bóg pozwalał znaleźć się nawzajem ludziom, których On prowadził – wspólnota w Laskach miała tak opatrznościowych kapłanów, jak Władysław Korniłowicz czy Stefan Wyszyński.

Niesamowite jest wreszcie to, że Bóg na słabej, kalekiej kobiecie, zbudował zgromadzenie i dzieło pomocy niewidomym na ciele i duszy, które sięga daleko poza granice Polski.

Matka Elżbieta Czacka zmarła w opinii świętości i właśnie została ogłoszona błogosławioną.
 


 
A czy Ty zaryzykujesz dzisiaj i powiesz Bogu swoje „tak”?

Czy pozwolisz Mu sprawić, żeby Twoja słabość stała się Twoją trampoliną do pełni życia?
 


 
 
 
 

Autor: Dorota Cieślak

Żona i mama trzech córek; farmaceuta i kierownik apteki. Próbowała być florystą, ale jej nie wyszło. Teraz wraca do pisania. Jest redaktorem jednego z portali o lekach dla pacjentów oraz blogerem brawurowo piszącym o historii medycyny i farmacji. Introwertyk do kwadratu: cicha na zewnątrz, ale co się w tej głowie kotłuje…! Miewa specyficzne poczucie humoru i nie waha się go używać.
 
http://www.historiewpigulce.pl/
 
 
 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *