Jak pisanie uratowało moje emocje

DrugiePodejscie.pl | Portal dający nadzieję

Jak pisanie uratowało moje emocje

7 października 2021 Kaligrafia 0

Ten artykuł to fragment mojej historii, w której: nie chcę się użalać ani nikogo oceniać. Chcę tylko przedstawić część widoków z życiowej podróży.


„Dzieci i ryby głosu nie mają” – to powiedzenie, które być może słyszała niejedna osoba. Może żartobliwie, a może całkiem poważnie. Myślę, że skoro było mi powtarzane ileś razy, było „na serio”.

„Ja w twoim wieku nie miałem żadnych stresów, więc czym ty możesz się stresować?” – mówił do mnie, gdy płaczem, krzykiem i trzaskaniem drzwiami chciałam zwrócić na siebie uwagę. Chciałam powiedzieć, jak oni bardzo krzywdzą siebie nawzajem. I nas.

„Muszę już jechać” – usłyszałam, gdy zdesperowana dokonałam wyraźnej próby wyrażenia swoich uczuć, wątpliwości i pytań. Wtedy w końcu uwierzyłam, że moje myśli i słowa nic nie znaczą. Dla kogokolwiek. 

Nad wyraz bystra koleżanka w liceum stwierdziła, że gdy chce się dowiedzieć, co u mnie, dowiaduje się tylko, że „nic ważnego” i „same pierdoły”.

Przyznaję jej rację po jakichś piętnastu latach – w jakiś dziwny sposób potrafiłam zbagatelizować wszystko, co dotyczyło mnie, ale zawsze chciałam podkreślić, jak ważne jest dla mnie to, co czują i myślą inni. Chciałam im dogodzić i sprawić, aby czuli się komfortowo. Częścią tego nieświadomie rzuconego sobie wyzwania było milczenie o swoich problemach i rozterkach, w końcu niedostrzeganie ich – na pewno w obecności innych osób.


Był jednak obszar, w którym potrafiłam się otworzyć…


Pamiętnik.


Tam zapisywałam ulubione cytaty, prowadziłam wywody dotyczące moich wczesnych miłosnych uniesień, filozofowałam, wylewałam emocje, obiecywałam sobie, że gdy dorosnę, nigdy nie zapomnę, jak to jest mieć kilkanaście lat…

Podobnie było z tańcem – gdy tańczyłam sama, potrafiłam tańczyć tak, jak czułam i chciałam, a gdy tylko pomyślałam: „o, fajne ruchy, nagram to” – tworzyła się blokada nie do przeskoczenia. Podobnie od ponad dziesięciu lat próbuję się otworzyć, pisząc posty na blogu i blokując się, wiedząc, że ktoś może je przeczytać.

Dobrze mi idzie, gdy jestem anonimowa i używam pseudonimów.

Schody zaczynają się, gdy piszę coś podobnego jak obecny tekst – jeśli skończę i zastanowię się, czy go gdzieś opublikować, najpewniej zostanie nietknięty na moim dysku. 

Pisanie w pamiętniku idzie mi nadal dobrze. Potrafię się też otworzyć w niewysłanych listach. I modlitwie.

Co ciekawe, nie potrafiłabym pisać pamiętnika na komputerze.

Czy wiesz, jaka jest różnica pomiędzy pisaniem na klawiaturze a w zeszycie? Klikając, wybierasz znaki. Używając np. pióra uruchamiasz w mózgu całkiem inne procesy (np. ośrodek Broki – kilka słów o tym tutaj: https://dziendobry.tvn.pl/styl-zycia/kaligrafia-i-iluminatorstwo-co-to-jest-na-czym-polega-nauka-pisania-da342952-5307415). Te procesy usprawniają naszą komunikację, a co za tym idzie – tworzenie relacji.


Obecnie raczej uważnie dobieram moment i osobę, której opowiem o swoich przeżyciach.

Gdy zrobię to nieumyślnie, zazwyczaj czuję wyrzuty sumienia, że nie przemyślałam swoich żalów i zmarnowałam czas. Nie ufam każdemu.

Pisanie za to daje mi poczucie swobody i bezpieczeństwa. Mogę napisać wszystko, co nieprzemyślane i nikomu tym nie zawracać głowy. Mogę to skreślić, wyrzucić, spalić. Mogę oczyścić emocje i poukładać myśli.

Czy to dobrze?

Ktoś powie, że nie, bo powinnam zrobić sobie babski wieczór i się wygadać, zwierzyć ze wszystkiego.

Ja powiem, że tak, bo są emocje i reakcje, które mam ochotę odwołać. Papier nie ma z tym problemu.

Powiem, że tak, bo nie chcę wpływać na czyjeś myśli o kimś, gdyby zdarzyło mi się oceniać i narzekać w emocjach na jakąś osobę.

Powiem, że tak, bo daje mi to poczucie bezpieczeństwa i radzenia sobie z pewnymi sytuacjami – które nie każdy przeszedł, nie każdy rozumie, nie każdy potrafi je unieść i w nich doradzić lub odpowiednio milczeć. 


Teraz pisanie daje mi ogrom satysfakcji. To mój mały świat, do którego mogę wejść po relaks i poukładanie myśli.

Kaligrafia dała mi więcej możliwości – mogę znaleźć dobrą i stworzyć piękną myśl, która zastąpi to, co bolesne.

Tak, to jest artykuł o kaligrafii albo bardziej o pisaniu odręcznym. O tym, że – aby pisać – warto zacząć od wylania swojego wnętrza. Znaleźć przesłanie dla siebie i nadać mu kształt. Najpierw słowny, potem wizualny.

O tym, że pisząc odręcznie możemy oddać całych siebie, nikogo tym nie krzywdząc.

O tym, że kaligrafia nie musi być po to, aby dobrze wyglądać, ale może też zawierać przesłanie.

Pierwszy krok w tym kierunku to po prostu pisanie. Odręczne. W zeszycie, notesie, na kartce.


1. Napisz, co czujesz i myślisz.

2. Następnie przeczytaj to i pomyśl, czy to jest to, co chcesz zanieść sobie i światu.



Na Instagramie możesz zobaczyć, jak chcę otoczyć się słowami-lekami na chwile bezradności: https://www.instagram.com/piekneslowa365/.



Autor: Monika Kruczek

szuka pięknej formy dla dobrych słów.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *