O skwaszonym ogórku i prowincjonalnych dziurach

DrugiePodejscie.pl | Portal dający nadzieję

O skwaszonym ogórku i prowincjonalnych dziurach

26 sierpnia 2021 Fotografia Podróże 0


W Toruniu nadszedł Festiwal Wisły, przyszła więc pora na to, by wziąć aparat w dłoń i ruszyć na bulwary.
 
A trzeba wam wiedzieć, że jako klasyczny szczur lądowy wody nie lubię.
 
Gdybym miała napisać o lesie, wsi, małym miasteczku czy górach – to mogę popłynąć.
 
Ale co ciekawego może być w wodzie?
 
Wisła nie za czysta, schody na bulwarze strome i jeszcze bez poręczy, ludzi pełno (bardziej dzikich i nieprzewidywalnych niż morskie bałwany), straganów od groma.
 
Do wody można wpaść i się utopić (no dobra, umiem pływać, ale aparat nie).
 
Nie pomagało nawet to, że wkrótce miał dopłynąć Flis św. Jakuba – reaktywujący dawną drogę wodną Camino de Vistula, prowadzącą do grobu św. Jakuba w Composteli – a jako historyk-amator uwielbiam wszystko, co dawne i zagadkowe.
 

(fot. Renata Czerwińska)
 
Nie pytajcie, jak bardzo skwaszoną musiałam mieć minę – a tymczasem kard. Wyszyński mówił, że ewangelizator nie powinien wyglądać jak skwaszony ogórek.
 
Dokładnie tak:
 
Miłość wymaga, by ewangelizator był pogodny i radosny. Nie może wyglądać jak skwaszony ogórek, musi przezwyciężać siebie, a w momentach ciężkich, gdy już nie możemy dać sobie rady ze sobą i jesteśmy specjalnie trudni dla ludzi, jest jeszcze wyjście: albo się pomodlić, albo iść się przespać. Ale ludziom lepiej w takich sytuacjach na oczy się nie pokazywać, by nie powiedzieli o nas: „A to jędza!”.
 
Co prawda nie była to ewangelizacja uliczna, tylko praca dla mediów diecezjalnych – ale się liczy. Położyć się na bulwarze i przespać? Nie ma mowy.
 
Trzeba było czym prędzej zrobić
 

drugie podejście.

Na przykład wyobrazić sobie, co widzieli flisacy, jeszcze sto lat temu dobijający tratwami do brzegów Torunia.
 
Zadzieram głowę: wśród kolorowych kamieniczek wyróżnia się wielki zegar na wieży katedry. I reklama fabryki pieców na szczycie kamienicy przy ul. Bankowej.
 
Z ulicy jej nie widać, jest dość wąska. Ale z rzeki – to co innego.
 
I o to chodziło.
 

(fot. Renata Czerwińska)
 
Barwne kramy wyobraźnia musi przenieść trochę wyżej – tutaj, przy brzegu, są spichlerze, ładuje się drewno i inne towary.
 
Ale taki flisak ma przecież trochę czasu, zanim wypłynie dalej.
 
Już ich widzę – w białych, płóciennych koszulach, z długimi kijami, wędrującymi wzdłuż Mostowej czy Żeglarskiej, zaglądających do kramów, by kupić pamiątki dla rodziny. W końcu pływali tędy przez wiele wieków.
 
Co jedli? Pewnie łatwo dostępne ryby.
 
Węch mam słaby, więc nic mi nie przeszkadza, a ryby lubię. Smacznego, flisacy!
 
Wyobraźnia historyka-amatora dalej pracuje: trzeba by coś usłyszeć.
 
Stukot wioseł, bali drewna, nawoływania, śmiechy, a może piosenki? Tak, piosenki muszą być. Nie znam co prawda flisaczych piosenek z XIII wieku, ale mogę usłyszeć szanty. Powstały trochę później, ale to nic.
 
Oho, już mam:
 
I cała w żaglach, jak w białej sukience,
Jak piękny ptak, który zapiera w piersi dech.
Chwyciłem mocno ster w obie ręce
I żeglowałem zasłuchany w fali śpiew.
 
To fragment „Białej sukienki”. Prawda, że ładny?
 
No to teraz można się obrócić w stronę zachodzącego słońca i popatrzeć na
 

regaty na Wiśle.

Po wodzie suną historyczne łodzie – bo od kilku lat w połowie sierpnia miłośnicy żeglarstwa z Włocławka, Nieszawy czy Torunia mają szansę podziwiać tradycyjne jednostki.
 
Na przykład tę zrobioną na wzór XV-wiecznej łodzi z fresku w kościele mariackim.
 
– Na ścianie namalowane są groźne fale i morskie potwory, bo muszą państwo wiedzieć, że to nie były takie zwykłe łódki – opowiada szkutnik. – One pływały wszędzie, także po morzu.
 
To właśnie tym marynarzom oświetlał drogę bł. Jan z Łobdowa, franciszkanin, nie pytając o wyznanie.
 
Do odnowienia jego kultu przyczynili się żeglarze luterańscy.
 

(fot. Renata Czerwińska)
 
Bractwo św. Jakuba w brązowych płaszczach wchodzi na mostek kapitański jednej z łodzi.
 
W swoich starodawnych strojach i kapeluszach wyglądają jak przybysze z dawnej epoki. Wpatrują się w przepływające łodzie, machają do amatorów żeglarstwa.
 
Wreszcie jest – flis św. Jakuba, który w Roku św. Jakuba dzięki grupie entuzjastów płynie od Krakowa aż do samej katedry w Composteli.
 
Po powrocie figura świętego wędrownika stanie w Dobrzyniu nad Wisłą.
 
Na jednej z łodzi wypatruję emaliowany czajnik w kwiatki. Zaczyna się robić swojsko.
 
A gdyby tak szczur lądowy postawił kiedyś nogę na pokładzie jakiejś łodzi i wypłynął w dal? W końcu włóczyć się lubi na potęgę.
 

Nieoczywiste

Czasami jest tak, że potrzebujemy do jakiegoś miejsca drugiego podejścia. Albo i trzeciego, piątego, dziesiątego.
 
Tym bardziej, jeśli mieszkamy w czymś, co wydaje nam się prowincjonalną dziurą.
 

(fot. Renata Czerwińska)
 
W Toruniu działają Toruńskie Spacery Fotograficzne.
 
Od 11 lat raz w miesiącu miłośnicy fotografii umawiają się w jakieś miejsce (czasem w mieście, a czasem w okolicach) i odkrywają jego nieoczywiste piękno.
 
A miejsca potrafią zaskoczyć.
 
Z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę dostaliśmy zadanie specjalne:
 
mapa miasta została podzielona na 100 części, każdy otrzymał swój puzzel i ruszał w teren.
 

(fot. Renata Czerwińska)
 
I nagle…
 
odstraszające blokowisko zamieniało się w tajemniczą krainę,
 
plątanina rur za miastem pociągała symetrią,
 
jeden z możliwie najbrzydszych kościołów został odmieniony grą światła,
 
łąka za miastem wciągała jakby ją żywcem wyjęto z wierszy Leśmiana,
 
starszy pan z rowerem opowiadał osiedlowe historie,
 
dzieci z hospicjum na zawsze zdobyły serce fotografki,
 
podobnie zresztą jak mieszkańcy osiedla, które ma być wyburzone,
 
tabliczka na drzewie w parku ostrzegała „uważaj na wędrujące płazy”,
 
starówkę, którą już chyba wszyscy widzieli za dnia, można było pokazać nocą…
 

(fot. Renata Czerwińska)
 
No dobrze – powiesz – ale moja prowincjonalna dziura to nie Toruń z jego starówką, wciągającym Bydgoskim Przedmieściem, wiślanym starorzeczem i łąką w Kaszczorku pełną gadatliwych żab, melancholijnych krów i saren pojawiających się ni stad, ni zowąd.
 
Jeśli tak, to mam dla ciebie mikrozadania.
 

Co zrobić w czarnej dziurze?

1. Złota i błękitna godzina

Po pierwsze: wykorzystaj to, co słońce wyprawia o świcie lub przed zachodem.
 
Błękitną godzinę złapiesz jakieś pół godziny przed wschodem słońca lub kilkanaście minut po nim.
 
A złota godzina to właśnie to miękkie światło o świcie lub przed zachodem, malujące na ciepły, złoty kolor wszystko dookoła i sprawiające, że nawet najbardziej paskudne betonowe blokowisko wygląda jak panna na wydaniu.
 
Spróbuj uchwycić promienie słoneczne poprzez liście czy źdźbła trawy, spojrzeć inaczej na prozaiczną polną drogę.
 
 

2. Spacery

Wybierz się na spacer po okolicy, wypatrując jednego tematu.
 
Na przykład symetrii, odbić (zwłaszcza w kałużach albo witrynach sklepowych), bzów, kotów, starych klamek, zatartych napisów.
 
Zobaczysz, że zacznie cię to śmieszyć. Albo i fascynować.
 
A kiedy poszperasz głębiej, to okaże się, że niemieckie napisy były reklamą sklepu, który prowadziło dwóch Polaków.
 
A powstały jeszcze przed 1914 rokiem, stąd język.
 
 

3. Wspólne wyprawy

Jeśli lubisz fotografię, poszukaj w swojej miejscowości grup, które spotykają się na wspólnym poszukiwaniu tematów.
 
W Toruniu mamy TSF, w Grudziądzu są Grudziądzkie Spacery Fotograficzne, w Bydgoszczy spotykają się fani fotografii mobilnej.
 
Natomiast w Młyńcu II – to taka wieś ze starym drewnianym kościołem, w której mieszka jakieś 600 osób – narodziły się Młodzieżowe Spotkania Fotograficzne.
 
Okazało się, że młodzi z okolicznych wiosek mają niezwykłe talenty.
 
Działają od kilku lat, uczą się fotografii, mają swoje wystawy, kalendarze i promują gminę. A wszystko zaczęło się od pewnej pani fotograf, która chciała dzielić się swoimi umiejętnościami.
 
 

4. Fascynaci

W wielu miejscowościach zawiązują się stowarzyszenia osób zafascynowanych danym regionem.
 
Wąbrzeźno ma swój Skarbiec wąbrzeski i Stowarzyszenie „Frydek”, Unisław – Instytut Filmowy Unisławskiego Towarzystwa Historycznego (robią kawał dobrej roboty!).
 
Może w twojej miejscowości też są tacy pozytywni wariaci?
 
Prowadzą blogi, fanpejdże, strony z zagadkami, wyciągają urywki ze starych gazet, czasem prowadzą spacery tematyczne przez miejscowość, dzielnicę czy las na skraju miasta (pandemia trochę je ukróciła, ale zdarzają się wypady online).
 
Nawet jeśli niekoniecznie masz ochotę na wstępowanie do stowarzyszenia, zawsze warto zobaczyć, co robi. Może cię zaskoczyć!
 

I na koniec

Tak właściwie to po co odkrywać piękno „prowincjonalnej dziury”?
 
Bo lżej jest żyć, kiedy dociera do nas, że mamy swój kawałek nieba.
 
W każdym czasie potrzebujemy własnego miejsca, azylu, bezpiecznej przystani.
 
I tego wam życzę.
 
 
 

Autor: Renata Czerwińska

Pisanie szło jej jak burza, literami ozdabiała wszystkie przestrzenie, niekoniecznie do tego przeznaczone. Za to drugie, trzecie albo i czwarte podejścia zaliczała m.in. do pływania, jazdy na rowerze i fotografii. Nauki grania na gitarze na razie nie ma gdzie wcisnąć.
 
https://renataczerwinska.pl/
 
 
 

 
 
 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *