Którym znajomym na Facebooku zdążyłeś już przypiąć łatkę?
W trakcie trzeciego roku studiów razem z dwoma przyjaciółkami zatrudniłyśmy się w znanej sieciówce odzieżowej w jednym z krakowskich centrów handlowych.
Podczas wyboru pracodawcy kierowałyśmy się tylko jedną zasadą: nieważne gdzie, ważne, aby razem.
Trafiłyśmy w miejsce wielu kultur i światopoglądów i – jak nigdy wcześniej – przyszło nam nauczyć się akceptować i szanować inność ludzi. No, może jednak tylko mi przyszło – one być może potrafiły to wcześniej.
Dotychczas, gdy ktoś z mojego otoczenia wyznawał odmienne poglądy społeczne czy religijne, zwyczajnie nie nawiązywałam z nim znajomości, podświadomie traktując te osoby jako… bardziej wartościowe.
A świadomie – myślałam, że są typowymi fajnymi dzieciakami z liceum w drogich ciuchach, których największym życiowym problemem był brak darmowego internetu w miejscu publicznym.
Cóż, prawda była nieco inna.
Na przykładzie moich znajomych z ówczesnej pracy, nauczyłam się czytać ludzi przez pryzmat ich doświadczeń, zachowań, słów, wyborów i marzeń.
Zobaczyłam, że to, kim jesteśmy w danym momencie jest składową naszych zranień, relacji z dzieciństwa i okresu dorastania, decyzji, które pewnie musieliśmy podjąć zbyt często wcześnie oraz spontaniczności „tu i teraz”.
Odkryłam, że antypatia, a w skrajnych przypadkach agresja wobec odmienności ludzi to nic innego, jak uciekanie od prawdy o sobie samym.
Często niewygodnej, zaskakującej i cholernie trudnej prawdy. Tej samej prawdy, której poznanie rzekomo ma wyzwalać.
Pracy w salonie odzieżowym początkowo nie traktowałam jako punktu docelowego moich zawodowych aspiracji, jednak z biegiem czasu wkręciłam się w ten tryb.
Gdzieś tam głęboko w sobie mam wyryte przekonanie, że praca to jeden z ważniejszych elementów życia.
Jak pisał Norwid: nie jest światło, by pod korcem stało, Ani sól ziemi do przypraw kuchennych, Bo piękno na to jest, by zachwycało Do pracy – praca, by się zmartwychwstało.
Dla mnie owym zmartwychwstawaniem była świadomość, że mogę służyć innym, że mam kompetencje lub umiejętności ku temu, by komuś pomóc i w dodatku otrzymać za to wynagrodzenie.
I nie twierdzę tutaj, że najchętniej prowadziłabym wolontariat – nie, zarabianie pieniędzy i niezależność finansowa to też był rodzaj wzrastania.
A praca z fajną ekipą w ciekawej branży, jaką była dla mnie branża fashion, stała się całkiem przyjemną sferą życia.
Nie była to jednak praca umysłowa (przynajmniej nie na moim stanowisku), więc było mnóstwo czasu na prywatne rozmowy z współpracownikami, na obserwowanie ich i zwyczajne poznawanie się wzajemnie.
Jako utajony homofob i osoba święcie przekonana o słuszności swoich poglądów, na początku konsekwentnie wrzucałam nowych znajomych do szufladek w głowie.
Każdy z nich znalazł indywidualne miejsce i to właśnie czas spędzony na rozmowach z tymi ludźmi powoli niwelował moje chore oceny.
Może kilka przykładów:
Szufladka numer 1: sportowiec
Idealnie zbudowany chłopak, który wolne chwile spędza na treningach, wokół niego pojawia się zawsze gromadka trzepoczących rzęsami dziewczyn.
Potrafi wypowiedzieć się na każdy temat i poradzi sobie w najbardziej ambitnych wyzwaniach codzienności. Jeden z tych, których uśmiech potrafi onieśmielać.
Na pierwszy rzut oka – nadęty bufon, skupiony tylko na swojej fryzurze.
A prawda? Jest tu: kiedy w końcu odważyłam się powiedzieć do niego coś więcej niż: cześć, tak, nie i do jutra, okazało się, że mamy kilka wspólnych tematów (a właściwie jeden, ale dobry – żeglarstwo).
I że ten nadęty bufon, to tak naprawdę troskliwy syn i brat oraz praktykujący zielonoświątkowiec.
Wow.
Szufladka numer 2: dziwna laska, której trochę się boję
A dzisiaj pożyczamy sobie ciuchy, bo wynajmujemy wspólnie mieszkanie.
Ale początki faktycznie były ciekawe: omijałam ją szerokim łukiem, bo zdawała się traktować wszystkich z góry. Nadal czuję przypływ dziwnej empatii wobec osób, które stanęły jej na drodze. I zawsze ma coś w kontrze – dla zasady, po prostu.
Ta sama dziewczyna, to jedna z najbardziej troskliwych osób w moim otoczeniu, która zawsze martwi się, kiedy nie wracam późno do domu i – przysięgam – jest gotowa zrobić krzywdę każdemu, kto obrazi jej przyjaciół.
Zwykle to ona dba o to, żeby nasza paczka nie zaprzestała się spotykać, mimo, że czasem nie mamy na to najmniejszej ochoty.
Dzięki niej zrozumiałam, że siła relacji tkwi w obecności. Często upartej i na siłę, ale jednak obecności.
I wbrew temu, co dała sobie wmówić ludziom – jest inteligentną, czułą, wartościową i ambitną osobą. A moim cichym celem jest pomóc jej w to w końcu uwierzyć.
Szufladka numer 3: radosny dzieciak
Taki, któremu uśmiech nie schodzi z twarzy a każda gafa to powód do śmiechu.
Jeden z tych, których samo towarzystwo powoduje uśmiech. A kiedy masz zły nastrój, nie przestaje Ci mówić, jak pięknie wyglądasz, żeby tylko ocalić resztki beznadziejnego dnia.
Taki, który zna wszystkie piosenki z Disneya, włączając w to serial o współczesnych syrenkach (i bynajmniej nie ma oporów, żeby zaśpiewać ją w miejscu publicznym). Typ, którego zwyczajnie nie można nie lubić.
I taka jest prawda o nim, ale nie jedyna.
Prawdą jest też to, że ów chłopak za tym radosnym uśmiechem skrywa ból powodowany brakiem akceptacji jego wyborów przez ojca.
Czy jest coś gorszego dla osoby, która dopiero uczy się siebie i wybiera własną ścieżkę życia niż świadomość, że nie może liczyć na wsparcie jednej z dwóch osób, które dotychczas były jedyną ostoją i bezpiecznym portem?
Ten to ból widoczny był czasem na twarzy, tłumaczony przez radosnego dzieciaka nieszczęsnym upadkiem ze schodów.
Szufladka numer 4: ładna dziewczyna
No chyba jasne, że taka to niewiele potrafi, a jedyne o czym mówi to paznokcie i wakacje ze swoim chłopakiem.
Boże, czemu zamiast nieskazitelnej figury nie dałeś jej odrobiny ambicji?
O, ale zaczekaj, ona studiuje filologię? A, czyli czyta książki (i nie są to kolejne powieści Nicholasa Sparksa). O, i pisze artykuły naukowe.
Hmm, dziwne.
Szufladka numer 5: szklany chłopiec
Personalnie mój ulubiony mieszkaniec prowizorycznych mebelków w mojej głowie.
Jego szufladka była tworzona na miarę, jednak szklany chłopiec z jakiegoś dziwnego powodu nie chciał tam zamieszkać, a kiedy czasem wpadał w odwiedziny, to zaraz uciekał.
Próbowałam znaleźć mu różne przegródki: chłopak, który zbyt wcześnie musiał dorosnąć i sam sobie radzić, chłopak, który choć musi o swoje walczyć to zawsze to dostaje, chłopak świadomy siebie i swoich wyborów, a jednak wcale nie…
Żadna z owych szufladek do niego nie pasowała i właściwie do dzisiaj jest to dla mnie tajemnicą. Albo po prostu podsumowaniem, że ludzie są tak pięknie złożeni, że zbrodnią jest ich kategoryzować.
Tak, myślę, że to właśnie to.
Podważenie moich utartych przekonań dało mi pewien rodzaj dystansu do truizmów i autorytetów, które ustanowione w okresie dorastania, teraz powoli zaczynałam kwestionować.
I choć nadal uważam, że szukanie prawdy i poddawanie w wątpliwość ogólnie przyjętych zasad czasem bywa słuszne, to w moim przypadku nabrało niekontrolowanie olbrzymich rozmiarów.
Zaczęłam podważać prawdy wiary, słuszność autorytetów, miłość rodziców do mnie, wiarygodność relacji z przyjaciółmi, istnienie Boga oraz własną wartość jako człowieka.
Ponowne przyjęcie tych prawd stało się koronkową pracą, która trwa po dziś dzień.
I, ok, przyznaję – z jednej strony pociągało mnie takie dochodzenie do prawd filozoficznych drogą umysłu na bazie własnych refleksji i doświadczeń, jednak poznałam (i to dość drastycznie), że są kwestie, których nie należy kwestionować, bo w najlepszym przypadku, skończy się to lekkimi zaburzeniami osobowości, jak to miało miejsce u mnie.
Zastanawiacie się co widziałam podczas tej podróży?
Cóż, to, co znalazłam i do jakich wniosków doszłam to prawda ukryta: jeśli ktoś mnie o nią zapyta – odpowiem, ale wolałabym, żeby była widoczna moim życiem: wyborami, stosunkiem do drugiego człowieka i świata oraz braniem odpowiedzialności za powierzone mi dary.
CHECKLISTA:
1) Czy zdarza Ci się osądzać innych bez przyglądania się w ich historię?
2) Czy myślisz, że to jest miłość – mieć zdanie na czyjś temat na podstawie jego zdjęcia profilowego albo preferencjach muzycznych?
3) Czy w ogóle mamy prawo “mieć zdanie” na temat innych ludzi?
ZADANIE DLA CIEBIE
Znajdź wśród znajomych na Facebooku osoby, którym przypiąłeś łatki. Zastanów się dlaczego to zrobiłeś. Czy serio Twoje łatki świadczą o nich?
Odczep je.
Autor: Marta Byrska
Copywriter, filolog, WWO. Kiedyś myślała, że sama może ogarnąć wszystko, co zaplanuje. Dzisiaj nadal trochę w to wierzy, ale uczy się odpuszczać.
https://martamaria.pl/