Eko-ewolucja, czyli drugie podejście do czułej troski o naturę i… siebie

DrugiePodejscie.pl | Portal dający nadzieję

Eko-ewolucja, czyli drugie podejście do czułej troski o naturę i… siebie

13 sierpnia 2021 Ekologia Styl życia 1


Dziura ozonowa. Topniejące lodowce.
 
Odpady, na których rozkład potrzeba dziesiątek, setek, a nawet tysięcy lat.
 
Wiedziałam o tym, odkąd nauczyłam się czytać.
 
Wiedziałam też, jak wiele jest do stracenia, bo natura uporczywie przypominała mi, że należę do niej.
 
Współczesny świat, zbudowany z plastiku i betonu, dusił mnie swoim ciężarem, ogłuszał swoim krzykiem, oślepiał sztucznymi światłami.
 
Głęboki oddech łapałam tylko w tych miejscach, gdzie industrialny uścisk stopniowo się rozluźniał, ustępując miejsca naturze.
 
Chciałam być dla niej tak samo czułą, jaką ona była dla mnie.
 
To trudne w czasach, które zalewają nas masą pozornie prostych rozwiązań dla naszych konsumenckich potrzeb.
 
Większość z nich jest jednak szkodliwa dla nas i dla środowiska.
 
 
 
Nierozkładalne detergenty.
 
Nierecyklingowalne, często zbędne opakowania.
 
Wszechobecne foliówki, używane zazwyczaj jednorazowo i niefrasobliwe wyrzucane, by rozkładać się przez szereg długich lat.
 
Ślad węglowy, nadmierna emisja.
 
To tylko kropla w morzu tego, czym sami sobie szkodzimy.
 
U progu dorosłości, gdy zaczęłam zarabiać (i wydawać) pierwsze pieniądze, z neoficką gorliwością otwarłam wszystkie możliwe fronty.
 
Podczas każdych zakupów pieczołowicie studiowałam etykiety ze składem produktów, które chciałam kupić.
 
Jak ognia unikałam wszystkiego z obszernej listy składników, których sobie zakazałam.
 
Jedzenie? Tylko bio.
 
Kosmetyki? Tylko organiczne. Wszystko inne ze swojej kosmetyczki bezkompromisowo wyrzuciłam.
 
Ubrania? Jeśli coś nowego, to tylko z naturalnych surowców.
 
Szybko okopałam się rzeczami, które miały utrzymać mnie na mojej barykadzie.
 
 
 

Jak długo wytrzymałam w tym rygorze?

 
Bardzo krótko. 😊
 
 
 

Dlaczego?

 
Bo naturalny szampon do włosów się nie pienił, chipsy z jabłka smakowały koszmarnie, a spódnice z wełny dekadę temu postarzały mnie o lat dwadzieścia.
 
 
 

Co zawiodło?

 
Chciałam zmienić swoje nawyki jednym, drastycznym cięciem.
 
Tutaj, teraz, natychmiast.
 
To po prostu nie mogło się udać.
 
Trwała zmiana potrzebuje czasu.
 
 
 
Zmieniając wszystko, co znałam do tej pory, nie pozwoliłam sobie na powolne poszukiwania tego, co dla mnie najlepsze, a przecież dbałość o naturę to dbałość o samego siebie.
 
Te wszystkie pojedyncze decyzje były dla mnie dobre.
 
Były też dobre dla środowiska.
 
Złą była optyka – wszystko albo nic, która spowodowała, że na pewien czas obraziłam się na ekologiczny styl życia i zrezygnowałam nawet z tego, co się sprawdzało.
 
Jedynym, co mi wtedy zostało, był nawyk używania wielorazowych toreb oraz unikania produktów w zbędnych opakowaniach.
 
 
 

Co było dalej?

 
Po okresie buntu wobec swoich własnych przekonań (absurdalne, prawda?) na nowo zaczęłam poszukiwać tego, co daje nam natura.
 
Robiłam to stopniowo.
 
Małymi krokami odkrywałam pojedyncze produkty.
 
Gdy któryś mnie przy sobie zatrzymał, próbowałam zmiany kolejnych, i kolejnych.
 
Pozwalałam sobie na pomyłki i chwile słabości w swoich wyborach.
 
Metodą prób i błędów odnajdywałam to, co teraz niezmiennie się u mnie sprawdza.
 
 
 

Jak jest teraz?

 
Ekologiczny styl życia stał się dla mnie procesem.
 
Jest ewolucją, nie rewolucją.
 
Od dłuższego czasu zdrowe, naturalne produkty królują udzielnie w mojej kuchni (podobno jesteś tym, co jesz!).
 
Odczuwam wiele pozytywnych skutków tej decyzji, przede wszystkim – w postaci lepszego samopoczucia.
 
Wiem też, że swoimi wyborami nie naruszam ekosystemów, w których produkowana jest kupowana przeze mnie żywność.
 
Używam kosmetyków, za które dziękuje mi moja skóra, i które są przyjazne środowisku.
 
Wiem, że kiedy myję ręce czy biorę prysznic, nie zatruwam środowiska kolejną porcją mikroplastiku i innych inwazyjnych substancji.
 
Bezpowrotnie pożegnałam też większość z klasycznych detergentów.
 
Dbam w ten sposób o swoje zdrowie.
 
Chronię wodę i glebę.
 
 
 
Nie był to jednak szybki proces.
 
Środki czyszczące wymieniam sukcesywnie od ponad roku.
 
Nadal nie jest idealnie.
 
Sporo wyzwań jest jeszcze przede mną.
 
Być może i takie, które ostatecznie nie przekonają mnie do zmiany pewnych nawyków.
 
Być może i takie, do których się zrażę, ale wrócę do nich po kilku latach.
 
 
 

Jaki z tego morał?

 
Wpadłam w odwieczną pułapkę neofitów.
 
Żar mojej gorliwości spalił dobre chęci.
 
Radykalna, szybka zmiana to wyjątek, nie reguła.
 
Na własnej skórze przekonałam się, że wyjątki zdarzają się rzadko.
 
Na szczęście niedługo później intuicyjnie obrałam strategię zwaną metodą małych kroków.
 
 
 

Czym jest metoda małych kroków?

 
To sposób na osiągnięcie dużego celu za pomocą konsekwentnego, systematycznego stawiania sobie małych wyzwań, które ograniczają nasz wysiłek i amortyzują wstrząsy. 😊
 
Kropla drąży skałę.
 
 
 
Przykład:
 
Od dawna nie masz ruchu i chcesz zacząć systematycznie ćwiczyć.
 
Możesz zacząć od intensywnych, dwugodzinnych treningów co dwa dni i nabawić się zakwasów, a w najgorszym razie kontuzji.
 
Po tygodniu stwierdzisz: „to nie dla mnie” i nadal będziesz zamartwiać się o swoją formę fizyczną.
 
Możesz też zacząć od krótkich spacerów, lekkiej gimnastyki czy przejażdżek rowerowych.
 
Ultra-triathlon jeszcze na Ciebie poczeka, a ty przyzwyczaisz się do aktywności fizycznej, powoli zwiększając jej natężenie.
 
 
 

Zadanie dla Ciebie:

 
Przypomnij sobie sytuację, w której chciałeś zmienić w sobie jakiś nawyk, ale pomimo dużej determinacji Ci się nie udało (wszystkim nam się to kiedyś przydarzyło).
 
Zastanów się w jaki sposób chciałeś to zrobić i dlaczego mogło nie przynieść efektu.
 
Już masz?
 
Teraz zastanów się, czy mógłbyś rozłożyć tę zmianę na mniejsze kroki i czy wpłynęłoby to na jej trwałość.
 
 
 
Podziel się swoimi przemyśleniami!
 
 
 

Autor: Katarzyna Apostolska

Zawodowo urzędnik, co nie przeszkadza jej w chwytaniu za pióro. W końcu Franz Kafka też był urzędnikiem. Z wykształcenia filolog i językoznawca, choć nie tylko. Pisuje wiersze. Nałogowo czyta i podróżuje. Do założenia działalności copywriterskiej zainspirował ją kurs Macieja Wojtasa.
 
https://www.facebook.com/Katarzyna-Apostolska-copywriting
 
 
 

 

Jedna odpowiedź

  1. Czarownica pisze:

    Żeby zrobić mały krok trzeba wielkich kroków!

Skomentuj Czarownica Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *