„Jeszcze rok temu wybierałam najbezpieczniejsze opcje”
Delikatna bryza znad oceanu otula mnie przyjemnym chłodem.
Fale zaskakują swoją wysokością – początkowo moczyły moje stopy, teraz czuję, że sukienka jest mokra.
Nie przeszkadza mi to.
Ona tonie w wodzie, a ja – w myślach.
Wciąż nie wierzę, że tu jestem.
(fot. Aleksandra Miżejewska)
Jeszcze rok temu wybierałam najbezpieczniejsze opcje
Wysoka wrażliwość, którą zostałam obdarzona, skutecznie trzymała mnie na granicy strefy komfortu.
Czułam, że tylko tam jestem bezpieczna.
Oglądałam swoje marzenia, nie przekraczając linii prowadzącej do ich realizacji.
Aż do pewnej chwili, która popchnęła mnie dalej.
Podróż do Stanów Zjednoczonych była moim marzeniem
Moje serce wyrywało się do tych miejsc, które oglądałam na zdjęciach.
Do tych ogromnych przestrzeni napełnionych pięknem.
Wiedziałam, że odnajdę tam coś potężnego i jednocześnie delikatnego, co pomoże mi poukładać puzzle życia.
Odpuszczałam jednak – wygrywał strach.
(fot. Aleksandra Miżejewska)
Wtedy wydarzyły się trzy rzeczy.
Msza święta, podczas której prosiłam, by Bóg pomógł mi zrealizować to marzenie lub je zabrał.
Mąż, który po tej mszy powiedział mi, że kończymy studia i może to jedyny moment, kiedy możemy pozwolić sobie na tak daleką podróż (nie, nie mówiłam mu, o czym rozmawiałam wcześniej z Bogiem).
I ja – wypełniająca wnioski o wizę.
Przełomowy moment nadszedł jednak tego dnia, w którym kurier przywiózł nam z ambasady paszporty z promesą wizową (rozmowa z konsulem poszła łatwo i nie trwała więcej niż minutę).
Trzymając dokumenty w dłoni, wciąż myślałam, że fajnie, ale przecież mogą poczekać na nas nawet dziesięć lat.
Że to nie musi być teraz.
Tutaj wkroczył mój mąż
Otworzył przeglądarkę i powiedział, że to najwyższa pora, żeby kupić bilety.
Od razu znalazłam niezwykle atrakcyjną ofertę lotów do Los Angeles – jakby przygotowaną dla nas.
Postanowiłam, że nie będę teraz myśleć.
(fot. Aleksandra Miżejewska)
Będę robotem, który wykonuje powierzone zadanie.
Po chwili staliśmy się właścicielami biletów na niemalże drugi koniec świata.
Może zastanawiasz się, co tak niezwykłego i trudnego miało być w podróży w cywilizowane miejsce?
Czego tak się obawiałam?
Od dawna wiedziałam, jak ma wyglądać taka podróż.
Mieliśmy być my, wynajęty samochód, namiot i lista miejsc, które chcemy zobaczyć.
Bez miejsc na nocleg, bez planu.
Była to zapowiedź pięknej przygody, w której nie jest bezpiecznie.
Pochłaniał mnie strach przed nieznanym.
Obawiałam się, że napotkamy trudności, które nas przygniotą.
Miałam w głowie listę katastrof
Wiesz, jak wyglądała moja pierwsza noc w namiocie?
Ja wiem. Co do minuty, bo nie zmrużyłam wtedy oka.
Każdy szelest gałązki gdzieś w oddali – w mojej wyobraźni był zapowiedzą śmiertelnego zagrożenia.
A potem postanowiłam, że nie będę się już bać.
(fot. Aleksandra Miżejewska)
Modliłam się i odcinałam myśli, które powodowały strach.
Dopiero wtedy zrozumiałam, po co był ten wyjazd.
Doświadczyłam tak niezwykłej wolności, że długo po powrocie nie mogłam się pozbierać.
Widziałam takie piękno, że zaczęłam marzyć o wzrastaniu.
Żyłam zaufaniem, że Ktoś mądrzejszy niż ja prowadzi mnie taką drogą i przez takie doświadczenia, które mają mnie zmienić na zawsze.
Trwałam w zachwycie i doświadczałam tak wielkiego pokoju w sercu, jak nigdy dotąd.
Spałam na ogromnej pustyni, gdzie mogłam słuchać wycia kojotów i podziwiać niebo przepełnione gwiazdami.
(fot. Aleksandra Miżejewska)
Nie miałam przeważnie zasięgu w telefonie, dzięki czemu mogłam doświadczyć bycia tu i teraz, tak na sto procent.
Poznałam wspaniałych ludzi, którzy wciąż są moimi przyjaciółmi.
Umocniłam więź z mężem, który razem ze mną przemierzał to wszystkie drogi.
Przede wszystkim doświadczyłam tak wielu cudów, otrzymałam tak wiele wsparcia z Góry, że aż płakać mi się chciało z wdzięczności.
Bóg był naszym wiernym towarzyszem i widziałam Go wyraźnie jak nigdy wcześniej.
Dopiero zrozumiałam, że moje serce potrzebowało zmiany, by w końcu być dla świata, nie dla obaw i strachu.
Stoję w oceanie i patrzę w dal
Zachwyca mnie bezkres tego, co widzę.
W moim sercu pojawia się nostalgia.
(fot. Aleksandra Miżejewska)
Trzydziesty pierwszy dzień, ostatni.
Jeszcze dziś samolot oderwie się od płyty lotniska, zmuszając mnie do rozstania z częścią mojego serca.
Zostawiam nie tylko serce.
Rozstaję się też z tą częścią mnie, którą strach zmuszał do stania w miejscu.
Wiem już, że ta podróż to początek poważnych zmian w moim życiu.
Odwracam się i patrzę na prawdziwy cud – człowieka, którego mam szczęście nazywać mężem.
Idziemy przed siebie i mimo smutku pożegnania wiem, że moje całe życie będzie podróżą, jeśli tylko pozwolę się jej odbywać.
Checklista
1. Czy obawiasz się zmian w swoim życiu, które sprawiają, że codzienność staje się mniej przewidywalna?
2. Czy podejmujesz wyzwania, które pomagają Ci pójść dalej niż to co znane i pewne?
3. Czy masz odwagę w spełnianiu marzeń, mimo trudności jakie napotykasz?
Ćwiczenie dla Ciebie:
Pomyśl o marzeniach, których jeszcze nie zrealizowałeś.
Wybierz najważniejsze i wypisz wszystkie bariery, które utrudniają Ci realizację.
Gotowe?
Do każdej bariery dopisz sposób na to, by ją pokonać.
Im więcej, tym lepiej – a potem wybierz te, które są najbardziej możliwe do realizacji.
Ułóż plan złożony z wcześniej wypisanych sposobów przekraczania barier.
Niektóre będą wymagać większej ilości czasu i pracy, inne – mniejszej.
Jednak każdy krok do przodu przybliży Cię do realizacji marzenia.
Nie poddawaj się, nawet jeśli potrzeba czasu!
Powodzenia!
Autor: Aleksandra Miżejewska
Wysoko wrażliwa introwertyczka, która marzy o tym, by słowem zmieniać świat. Pisanie to jej pasja. Z zawodu trener umiejętności psychospołecznych, trener kreatywności i pedagog.
Zapraszam na http://www.naszetworczezycie.pl/
Jedna odpowiedź
Wzruszające chwile gdy piszesz Olu o tym jak doświadczasz obecności i troski Boga w Twoim, Waszym życiu. Pięknie❤️